Prawdziwe braterstwo i siostrzeństwo
Pełna akceptacja tego, że kobiety pojawiły się w armii, wymagała czasu, a tak w ogóle to kobiety też powinny zaakceptować to, że nie do wszystkiego w wojsku nadają się w takim samym stopniu jak mężczyźni. Rozmowa z mjr Katarzyną Szal, żołnierzem zawodowym
Kilkanaście lat temu, po powrocie z misji w Afganistanie powiedziałaś, że jesteś żołnierzem, a nie żołnierką. To nadal aktualne? Żyjemy teraz w czasach, w których inkluzywność jest bardzo ważna, a kobietom zależy, żeby podkreślać ich aktywność z naciskiem na płeć.
Tak, jestem żołnierzem. I dzisiaj wiem, że nazewnictwo, o jakimkolwiek nasyceniu, nie ma na to wpływu. Kiedyś, jeszcze na początku mojej służby, „walczyłam” ze stereotypami i zwracałam uwagę na to, czy ktoś nazywa mnie „żołnierzem”, czy „żołnierką”. Nie lubiłam tego drugiego, bo kojarzyło mi się raczej ze stylem życia niż z twardym, wymagającym zawodem, z którym chciałam się identyfikować. Wydawało mi się, że to umniejsza mojej służbie – czyni mnie gorszym żołnierzem. Ale im dłużej służyłam, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że liczy się to, jak pracujesz, jakim jesteś człowiekiem, jakie jest twoje zaangażowanie. I te uprzedzenia powoli słabły. Zresztą: ta walka niczemu się nie przysłuży. W tym zawodzie liczy się coś innego.
Co to takiego?
Żołnierze amerykańscy mawiają: two is one, one is none – wsparcie, odpowiedzialność – za siebie i za drugą osobę – i to powiedzenie najbardziej lubię w tym kontekście. To, co nazywa się też brothers in arms, czyli braterstwo broni, a teraz także sisters in arms...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)
